Tak to sobie przygotowałem:
Pewnego razu Budda przechodził
leśną ścieżką w Oak Grove w Ojai, spacerując
i donikąd nie zmierzając
nie utrzymując też żadnej myśli o dążeniu dokądś, czy też o braku dążenia
a lotosy lśniły poranną rosą
w cudowny sposób pojawiając się pod jego stopami
miękkie jak jedwab pod palcami Buddy
Kiedy nagle, z turkusowego nieba
tańcząc przed jego na wpół przymkniętym, skierowanym do wewnątrz
spojrzeniem, lśniącym jak tęcza
lub jak pajęcza sieć
przejrzystym jak rosa na kwiecie lotosu
- Bogini pojawiła się drżąc
jak koliber, w powietrzu przed nim
Ona, jako że to naprawdę była ona
co Budda mógł wyraźnie dostrzec
swym okiem mądrości świadomości rozróżniającej
miała głównie czerwony kolor
choć przy zmianie oświetlenia
lśniła jak tęcza.
Była naga za wyjątkiem
ozdób z kwiatów jakie zwykle
noszą Boginie
Jej długie włosy
były ciemnoniebieskie
dwoje jej oczu niezgłębione jamy w przestrzeni
a jej trzecie oko - nabiegła krwią
obręcz ognia.
Budda złożył ręce
i tymi słowami powitał Boginię:
"O Bogini, dlaczego stajesz mi na drodze
Zanim cię ujrzałem, szczęśliwie zdążałem do nikąd
Teraz już nie jestem pewien dokąd mam iść".
"Możesz obejść mnie wokoło",
powiedziała Bogini, obracając się na stopie jak ptak,
do tyłu, ale tylko trochę wstecz,
"lub możesz pójść ze mną.
To jest również mój las
nie możesz udawać, że mnie tu nie ma".
Słysząc to Budda usiadł
giętki jak wąż
trwały jak skała
pod drzewem Bo
które obrodziło listowiem
aby dać mu cień.
"Może powinniśmy porozmawiać", powiedział.
"Po tylu latach wytężonej praktyki
kiedy pojawiła się czerwona gwiazda
Przeniknąłem rzeczywistość, i teraz..."
"Nie tak szybko, Buddo.
To ja jestem rzeczywistością".
Ziemia zamarła,
oceany zamilkły,
wiatr sam z siebie się uciszył
- tysiąc arhatów, bodhisattwów i dakiń
w magiczny sposób pojawiło się, aby usłyszeć
co wydarzy się podczas rozmowy.
"Wiem, że biorę życie w swoje ręce",
powiedział Budda.
"Ale jestem znany jako Nieustraszony
- tak to już jest".
Tak więc on i Bogini
bez dalszych słów
wymienili spojrzenia.
Promienie światła podobne do promieni słońca
wystrzeliły
tak jasne, że nawet
Wszechwiedzący Śariputra
musiał zawrócić.
Potem wymienili myśli
a iluminacja była tak jasna jak diamentowa świeca.
Następnie wymienili umysły
i powstała wielka cisza, tak ogromna jak wszechświat
cisza, która obejmuje wszystko
Potem wymienili ciała i ubiory
I Budda powstał
jako Bogini
a Bogini
powstała jako Budda
tak dalej do przodu i wstecz
przez setki tysięcy kalp.
Jeżeli spotkasz Buddę
spotykasz Boginię.
Jeżeli spotkasz Boginię
Spotykasz Buddę.
Nie tylko to. Również to:
Budda jest Boginią,
Bogini jest Buddą.
I nie tylko to. Również:
Budda jest pustką
Bogini jest błogością,
Bogini jest pustką
Budda jest błogością.
A to, czym
jesteś i czym nie jesteś
jest prawdą.
Tutaj więc mamy mantrę Bogini i Buddy,
niezrównaną niedualną mantrę. Samo tylko powiedzenie tej mantry,
samo tylko usłyszenie tej mantry jeden raz, samo tylko usłyszenie
jednego słowa tej mantry jeden raz sprawia, że wszystko staje się
takie jakie naprawdę jest: w porządku.
Tak więc mamy:
Chodząca po ziemi / chodząca po niebie
Hej cicha, hej wielka mówczyni
Nie dwie / Nie jedna
Nie oddzielona / Nie daleka
To jest serce
Błogość jest pustką
Pustka jest błogością
Bądź swoim oddechem, Ah
Uśmiechnij się, Hej
I rozluźnij, Ho
I zapamiętaj to: Na pewno zobaczysz.
Wiersz pochodzi z antologii DHARMA GAIA. A Harvest of Essays in Buddhism and Ecology, pod redakcją Allana Hunta Badinera, wydanej w 1990 nakładem Parallax Press w Berkeley.
Wiersz pochodzi z książki: Drogi Karmy i Ścieżka Dharmy, Antologia Poezji Buddyjskiej Ameryki, pod red. Jacka Sieradzana, Verbum., Katowice 1993.